wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 5.
Michelle*
Patrząc na nią przypomniało mi się tyle wspomnień. Miałam już szkliste oczy ze wzruszenia, ale coś sobie przypomniałam. Ja nie mogę płakać. Nie chce być słaba. Moje serce odeszło wraz z moją mamą.  Echo emocji czasem przebija się przeze mnie, ale to tylko echo. Nie potrafię już uśmiechać się jak kiedyś. Cały prawdziwy uśmiech znikał powoli z kolejnymi rozczarowaniami. Zawsze kiedy myślałam, że w końcu mi się układa, coś się psuło. Ten sam smutek przypominający mi, że ja nie jestem stworzona do radości. Czy teraz naprawdę jestem szczęśliwa?Czy to będzie kolejne rozczarowanie?
-Nad czym myślisz?- głos mojej przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia.
-O tym ile przeszłyśmy.-powiedziałam powoli. Zerknęłam na zegarek. Co już tyle tu jestem?!
-Chętnie bym jeszcze z tobą została, ale to mój pierwszy dzień w tej budzie i nie chcę mi się iść do dyra. - rzekłam i szybko odeszłam. Kiedy byłam już przy drzwiach przypomniałam sobie, że zgubiłam soczewkę. Kurwa! Weszłam do klasy z nisko opuszczoną głową i usiadłam obok Nialla. Resztę lekcji przesiedziałam kombinując jak wyjść z tej niezręcznej sytuacji. 
-Niall masz jakieś ciemne okulary?- szepnęłam do siedzącego obok blondyna. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się,  że mogę mu zaufać. Zaczął przeszukiwać plecak. Jednak nic nie znalazł.
-Sorry zapomniałem wziąć.- powiedział. Dzwonek obwieścił koniec lekcji. Szybko wyszłam sali  wpadając z impętem na Zayna.
-Przepraszam.-powiedziałam cicho i już chciałam odejść.
-Czekaj.-powiedział i złapał mnie za ramię. Przeszedł mnie miły dreszcz. To na pewno dlatego, że jego dłoń jest zimna. Odkręciłam się nadal patrząc w ziemię. 
-Louis wyprawia dziś imprezę, przyjdziesz?- zapytał.
Spojrzałam na niego, a on się uśmiechnął.
-Tak, ale teraz proszę puść mnie, to boli.-powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy. 
Kiedy tylko mnie puścił od razu pobiegłam do łazienki żeby nikt mnie nie zobaczył. Usłyszałam szloch w jednej z kabin i bez zapowiedzi otworzyłam ją. Siedziała tam dziewczyna. Miała blond włosy i zielono-niebieskie oczy w łzach. Spojrzała na mnie zdziwiona. Uklękłam przy niej i spojrzałam jej głęboko w oczy. Skrzywiła się, ale nic nie powiedziała.
-Czemu płaczesz?-zapytałam z troską.
-Wszystko się wali! Mój ojciec siedzi w więzieniu za dożywocie. Ja mam astmę, która przekreśla wszystkie moje marzenia. A chłopak, który mi się podoba...- W tym momencie głos jej się załamał. Szybko ją przytuliłam. Zaczęła płakać mi w ramię. Głaskałam ją po włosach i mówiłam, że będzie dobrze.
-Przepraszam, że się rozkleiłam. No więc on nienawidzi kiedy dziewczyny płaczą, a ja jestem strasznie wrażliwa...-powiedziała pochlipując. Wstałam i wzięłam ją za rękę. 
-Otrzyj łzy i się uśmiechnij.-powiedziałam. Spojrzała na mnie i wytarła oczy. Zaraz zrobiła się czerwona. Sięgnęła po inhalator i zaraz jej przeszło. Wyszłyśmy z łazienki idąc koło siebie. 
Adele*
Pomyliłam się co do tej dziewczyny. Fajna była. Spojrzałam na nią. Szła z opuszczoną głową. Czemu wcześniej miała zielone oczy a teraz ma dwu kolorowe? ... Jestem głupia. Przecież to jasne, że nosiła soczewki. 
-Jak się nazywasz?-zapytałam.
-Michelle... a ty?- spojrzała na mnie różnobarwnymi oczami.
-Adele.- rzekłam i zobaczyłam małą grupkę zebraną wokół jednego punktu. Podeszłyśmy bliżej. Zobaczyłam mojego brata bijącego się z jakimś dresem! Widać było, że Harry przegrywa. Zachłysnęłam się powietrzem. Zrobiło mi się słabo. Chciałam tam pobiec i walnąć tego gościa! Ale tak bardzo brakowało mi tchu. Zaczęłam szukać inhalatora, ale nigdzie go nie było. Spojrzałam w stronę bójki. Czerwień i brąz zlały mi się w jedną wielką papkę. Zemdlałam... kolejny raz.
Michelle*
Kiedy tylko zobaczyłam tą bijatykę od razu pobiegłam do tego dresa. Zobaczyłam Julie zmierzającą w tym samym kierunku. W dwójkę zawsze raźniej. Podeszłam do niego i zawaliłam mu kopniak prosto w kroczę. Skrzywił się. Lecz zaraz stał wyprostowany. Już chciał mnie uderzyć, kiedy rzuciła się na niego Juli. Walnęła go pięścią w policzek. Upadł, ale nie poddał się i wstał. Złapał mnie za bluzkę, podniósł i popchnął do ściany. Przywalił mi pięścią w brzuch. Zamknęłam oczy i upadłam. Podnieś się debilko! Chwiejąc się wstałam na nogi. Splunęłam krwią. Zobaczyłam jak dres stał oparty o ścianę a przed nim stała nauczycielka i dyrektor. Coś do niego krzyczeli, ale dla mnie najważniejszy był chłopak w lokach. Siedziała przy nim Juli i go pocieszała. Podeszłam do nich. 
-Nic ci nie jest?-zapytałam zaniepokojona.
-Dziękuję.-powiedział tylko, a pojedyncze łzy spłynęły mu po policzkach. Pomogłyśmy mu wstać. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Julie i nas przytulił. Juli uśmiechnęła się szeroko. Wyplątałam się z jego uścisku. Więc stali tam sami i się przytulali. On coś tam jej mówił szlochając, a ona głaskała go po lokach. Obrzydliwe. Odkręciłam się i przedostałam się przez tłum zebrany w korytarzu. Nagle się o coś potknęłam. To była Adele. Leżała tam w bezruchu, blada na twarzy.   
_________________________________________________________________
Powiem szczerze, że ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej. Po prostu pomyślałam, że trochę was nudzę. Więc dodałam coś co ożywi sytuację. I chciałabym dodać, że wasze komentarze strasznie mnie motywują! Wczoraj aż popłakałam się ze wzruszenia :D
Czytasz=komentujesz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz