czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 3.
Adele*
Policjanci otworzyli drzwi kopniakiem. Zamarłam.
-Gdzie jest Robin Styles?! -krzyknął jeden.
-Co się stało?-zapytałam przestraszona.
-Mamy nakaz aresztowania go. A ty, to kto?
-Adele Styles.- powiedziałam jednym wydechem.
-Dobrze, więc pójdziesz z nami...-W tym momencie wszystko mi się rozmyło i nastała ciemność...
Pamiętam jak ocknęłam się w szpitalu.
Ta żarząca się żarówka, od razu przyprawiła mnie  o dreszcze. Poczułam coś na twarzy... Co to kurwa jest? Inhalator, jeszcze tego brakowało.Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przyglądają mi się trzy osoby.
Moja mama, Harry i... Louis!!! Próbowałam się uśmiechnąć, ale ten inhalator był niewygodny.
-Dobrze się czujesz?- zapytała się mama.
-Tak, wszystko okey.-próbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale ból w klatce piersiowej, nie dawał mi szansy. Jęknęłam. Mama od razu zawołała pielęgniarkę. Kiedy zniknęła za szklanymi drzwiami zobaczyłam, że coś się zmieniło w spojrzeniu mojego barta.
-Co się stało?- spytałam zatroskana.
-Zamknęli ojca.-powiedział z trudem powstrzymując płacz.
-Co jak to?!-prawie wykrzyczałam to zdanie.
-Zabił 5 osób podczas napadu na bank-powiedział z trudem.
W tym momencie mimowolnie łzy poleciały mi po policzku. Zobaczyłam tylko pogardę w oczach Louisa i zemdlałam... znowu. 
Liam*    
Odprowadzając ją do pokoju, bacznie się jej przyglądałem. Oglądała wszystko z zaciekawieniem. Stanąłem przed jej sypialnią i ją otworzyłem. Weszła i rozglądała się po niebieskich ścianach. Na jednej miała narysowany Paryż. Uśmiechnęła się smutno na widok wieży Eiffela. 
-Pochodzisz z Francji?
-Tak.-powiedziała speszona. 
-Przepraszam jeżeli cię to jakoś urazi, ale dlaczego nosisz te okulary?- zapytałem zaciekawiony.
-Nie chcę żeby ludzie się na mnie jakoś dziwnie patrzyli.-powiedziała ze słyszalnym francuskim akcentem.
-Aha. Dlaczego?
-Wiesz co nie mam ochoty na rozmowę-rzekła znudzona.
-Spoko. Na lewo pokój ma Zayn, ja mam na prawo. Jakbyś czegoś potrzebowała to wchodź.-powiedziałem i wyszedłem.
Za drzwiami stał Zayn.
-Ładnie to tak podsłuchiwać?-szepnąłem oburzony.
-Myślisz, że mnie interesują twoje pogawędki? Jenifer woła cię na obiad. - szepnął i zszedł na dół po schodach. 
*Michelle
Nie powiem przystojny ten... Liam. Zayn z resztą też. Może tu nie będzie, aż tak źle? Szybko odpędziłam tą myśl z mojej głowy. Rozejrzałam się po pokoju. Szafa, biurko i pułki z tej samej edycji. Brązowe i nuuudne. Chociaż lepsze to niż sierociniec. Spojrzałam na łóżko. Zamurowało mnie... zielona pościel. Miałam już szkliste oczy, ale dotrzymałam obietnicy i nie rozryczałam się. 
I'm telling you that
It's never that badTake it from someone who's been where you're atLay down on the floorAnd you're not sureYou can take this anymore*

-Mamo dlaczego tak bardzo lubisz tą piosenkę? 
-Bo, pokazuje jak ktoś może kochać kogoś drugiego-powiedziała i przykryła mnie zieloną kołdrą.-A teraz śpij.-szepneła i pocałowała mnie w czoło.

Wspomnienia bolą i to bardzo.

-Michelle, chodź na obiad.-krzyknęła pani Rickman.
Zdjęłam bluzę i okulary. Skoro to ma być moja zastępcza rodzina, to po co ukrywać przed nią moje oczy? Pomyślałam zamykając drzwi.
________________________________________________________________
* Fragment piosenki Lullaby - Nickelback .
Dla wyjaśnienia Adele i Harry to bliźnięta dwujajowe. Miałam dodać go wczoraj, ale brakowało mi weny. Myślę, że następny rozdział będzie dziś wieczorem albo jutro. Proszę komentujcie, bo nie wiem dla kogo piszę to opowiadanie.

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 2.
Liam*
Siedziałem z Zayn'em w salonie słuchając Nirvany. Za bardzo nie lubiłem tego zespołu, ale skoro on go lubił to trudno.
-Jak myślisz, jaka ona jest?- zapytał.
-Kurwa! Pytasz się mnie o to przez cały dzień! Stary wyluzuj.- powiedziałem wkurzony.
-Sory cię bardzo, ale nigdy nie mieszkałem z nastolatką.
-Ja też, ale tak nie histeryzuje.- teatralnie przewróciłem oczami. W tym momencie usłyszałem dzwonek telefonu. Automatycznie odebrałem, nie zwracając uwagi na numer.
-Liam?
-Tak mamo?- powiedziałem z westchnieniem.
-Jesteśmy na lotnisku mógłbyś po nas podjechać?
-Już jadę.
Rozłączyłem się. Wziąłem kurtkę i już miałem wychodzić, ale Zayn powiedział.
-Czekaj, jadę z tobą.
Nie miałem siły się z nim kłócić, więc poczekałem chwilę. Z nim to jak z babą, cały czas przed lustrem siedzi. W końcu wyjechaliśmy na te cholerne lotnisko.
Wyszedłem z czarnego golfa i zacząłem się rozglądać. Nigdzie ich nie było. Pewnie czekają w środku. Zayn poszedł pierwszy, ja za nim. Na lotnisku był tłum ludzi. Utrudniało to nieco sprawę.
Malik pierwszy dostrzegł mamę.
-Patrz tam stoi.-powiedział wskazując w stronę gdzie stała mama. Koło niej stała trochę wyższa dziewczyna. Miała szary dres i okulary przeciw słoneczne. Po cholerę jej okulary w pomieszczeniu?
Ruszyliśmy w ich stronę energicznym krokiem.
-Liam, Zayn jak dobrze was widzieć.- powiedziała i przytuliła nas mocno.
-To Michelle.-wskazała na dziewczynę w dresie.
Zayn przedstawił się pierwszy.
-Cześć jestem Zayn, a to Liam.
-Cześć.-powiedziałem lekko zakłopotany.
-Hej.-mruknęła i to było na tyle co do "przedstawienia się".
Podróż minęła nam w milczeniu. Ta dziewczyna mnie zaintrygowała. Nie żebym się w niej zabujał czy coś. Chodzi mi o jej okulary nie zdjęła ich ani na chwilę. Dziwne.
Michelle*
Szczerze? Nienawidziłam sierocińca, ale chyba wolałam go od domu zastępczego. Już pierwszego dnia nie byłam zadowolona z tego "wszystkiego".
-Jak się nazywasz?- zapytała kobieta.
-Michelle.-powiedziałam cicho.
-A jakoś krócej?
-Mama mówiła do mnie Michi.-wzruszyłam ramionami.
-Zdejmij okulary.-powiedziała zaciekawiona.
Powoli je zdjęłam i czekałam na reakcję. Ona jednak nie nadeszła.
-Mam dwóch adoptowanych synów Zayn'a i Liam'a.-powiedziała z wręcz z namacalną miłością.Zaraz dodała.-Myślę, że z Zayn'em się odnajdziesz on też rysuje.- Zamarłam.
Czy ja rozmawiam z czarownicą czy jak? Skąd ona o tym wiedziała?!
Jaka byłam w tedy głupia. Przecież wiadomo, że w mojej karcie w rubryce "Hobby" jest wpisane rysowanie. Wychodząc z samochodu spojrzałam na dom. Może nie był za wielki, ale biedą tu nie wiało. Jego ściany pomalowane były na łagodny pomarańcz. Wchodząc po kafelkowych schodkach, przyglądałam się ogrodowi. Wszędzie porozrzucane były psie zabawki. Super mieli psa, pomyślałam z sarkazmem. Zayn otworzył przede mną drzwi,mmm jaki gentelmen... aż mi się rzygać chcę. Wchodząc, od razu mi ulżyło. Dom był miło urządzony, bez żadnych szpanerstw.
-Liam zaprowadź Michi do jej pokoju.-powiedziała pani Jennifer (bo tak się nazywała)
-Chodź.-powiedział ładny chłopak z brązowymi włosami.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam wenę więc pewnie zaraz dodam nowy rozdział. Proszę komentujcie, bo nie wiem czy piszę źle czy dobrze ;)

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 1.

-Mamo, jaki on jest?- zapytałam.
-Nie posprzątałaś kuchni.- próbowała odwrócić temat.
-Zapomniałam, bo byłam taka szczęśliwa, że w końcu ci się układa. Proszę opowiedz mi o nim.-zrobiłam słodką minkę. 
Mama już otwierała usta, ale w tym samym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. Kto to może być o tej porze? Rodzicielka poszła otworzyć. Po chwili usłyszałam jej krzyk. Pobiegłam do przedsionka i co zobaczyłam, sparaliżowało mnie. W drzwiach stał mężczyzna w czarnej masce z nożem w ręku. Koleś podszedł do mamy i wbił jej nóż w brzuch. Krzyknęła. To było jak spoliczkowanie. Momentalnie się ocknęłam. Chciałam się na niego rzucić, ale usłyszałam cichy głos matki.
-Michi uciekaj!
-Sprowadzę pomoc!- wydyszałam z łzami w oczach i ruszyłam do tylnych drzwi. Biegnąc w kierunku posterunku, myślałam tylko o jednym- "Ona musi przeżyć, musi!"
Lecz nie przeżyła. Już bite dwa lata siedziałam w tym zadupiu. Podobnież sierociniec ma pomagać dzieciom. Taa, jasne.Jakoś nie widzę. Wstałam z łóżka, które dzieliłam z powaloną dziewczyną o imieniu Joe. Spojrzałam na zegarek. Kurwa zawsze muszę się budzić o tej godzinie?! Spojrzałam w prawo, to zawsze z tam tąd przychodził.
Zobaczyłam dobrze mi znaną postać. Zamglony cień, który przychodził tu co noc. Usiadłam na łóżku.
-Dlaczego ty zawsze musisz do mnie przychodzić?
-A dlaczego moja własna córka nie chcę moich odwiedzin?
-Hmmm... Może dlatego, że jesteś popierdolonym duchem który nie daje mi spokoju. I ubzdurałeś sobie, że jestem twoją córką?
-Bo jesteś... Kochanie to naprawdę ja!
-Przymknij się debilu, jeszcze ktoś cię usłyszy!-skarciłam go szeptem.
-Ile razy mam ci mówić, że nikt oprócz ciebie mnie nie widzi?
-Nie widzi, ale to nie znaczy, że nie słyszy.
Przewrócił teatralnie swoimi czarnymi oczami. Wyglądał prawie jak człowiek, ale był cały szary i taki mglisty.  Nigdy nie mogłam go dotknąć. Oprócz niego widziałam też innych, lecz tylko z nim rozmawiałam. Wszyscy byli cieniami które zwyczajnie chodziły po miejscach publicznych. Czasami zdarzało się, że przychodzili tutaj i patrzyli na niektóre dzieci z miłością. Albo z czymś podobnym, bo nie dało się tego do końca określić.
-Jak mogę przestać was widzieć?-zapytałam.
-Nie możesz.
-Codziennie tu przychodzisz i nie mówisz nic przydatnego. Wiesz co mam cię dość, wypierdalaj stąd!
Usłyszałam cichy szelest, a duch od razu zniknął. Odwróciłam się i zobaczyłam opiekunkę. 
Kurwa! Teraz mnie wyślą do psychiatryka!
-Z kim ty rozmawiałaś?
-Ja? Z nikim.-próbowałam rżnąć głupa, ale mi to za bardzo nie wyszło bo już następnego dnia przyszedł egzorcysta.Pomachał krzyżem, polał mnie wodą. Pogadał trochę i poszedł. Nie wierzyłam żeby mu się udało. Cały dzień panie patrzyły się na mnie dziwnie, bo dzieci nic nie wiedziały. W nocy czekałam, czekałam i czekałam. Ale mój pseudo-ojciec nie przyszedł. Trochę się ucieszyłam, ale w głębi ducha zrozumiałam, że to była jedyna osoba z którą rozmawiałam. 
Pewnego dnia do sierocińca przyszła pewna dziewczyna. Nie jakaś zwykła, miała zielono-niebieskie włosy!
Zaszokowało to mnie trochę. Podeszła do mnie. Podała mi powoli dłoń i powiedziała
-Juliana, ale mów mi Juli.
Niepewnie podałam jej dłoń i powiedziałam
-Michelle, ale mów mi Michi.- Juli uśmiechnęła się lekko.
Od tamtego dnia byłyśmy nierozłączne. Dowiedziałam się, że jej matka i ojciec piją, więc policja zabrała ją tutaj. Widać było, że boli ją ten fakt, ale była dzielna. Nigdy nie płakała, tak samo jak ja. Była prześliczna miała niebieskie oczy i piękną twarz bez żadnej skazy. Kochałam ją, jak przyjaciela. Nawet powiedziałam jej moją historie. W końcu nie byłam samotna. Moje szczęście nie trwało jednak długo zaledwie miesiąc po jej przybyciu, przyjechali kolejni rodzice. Postanowili ją zabrać. Byłam załamana z resztą ona też. Ale co mogłyśmy poradzić? Po jej wyjeździe byłam zrozpaczona. Lecz nie płakałam, już dawno temu przyrzekłam sobie, że już nigdy nie będę płakać. Dni bez niej były okropne. Z samotności zaczęłam rysować. Moje rysunki przedstawiały różne sceny z mego życia. Nikomu ich nie pokazywałam. To był w pewnym sensie mój pamiętnik. 
Trzy miesiące po wyjeździe Julie do domu dziecka przybyła pewna kobieta. Tak to pewnie bym się nią nie przejmowała, ale ona wchodząc spojrzała prosto na mnie. Opiekunka od razu do niej podleciała zaczęła pytać jakie dziecko chcę.Kobieta odpowiedziała chłodno.
-Nie chcę dziecka.
-To po co pani tu przyszła?- opiekunka była zdołowana.
-Przyszłam po nastolatkę.- powiedziawszy to pokazała na mnie.
                                                                  ********
I jak podoba się?

                                               Prolog


Znowu siedziałam i myślałam o tej nocy... Nienawidziłam do tego wracać ale co innego miałam do roboty? Wszędzie dzieciaki których nie znałam albo nie lubiłam. Codziennie przyprowadzali nowego bachora. Od czasu do czasu przychodziła jakaś mamuśka i tatusiek szukający brzdąca, bo własnego mieć nie mogli. Przychodzili ,a dzieci się na nich rzucały. Kiedyś bym się poryczała na taki widok, ale to było kiedyś. Dzwonek obwieszczający obiad wyrwał mnie z zamyślenia. Powoli wstałam poprawiłam tą głupią, szorstką bluzkę. Na obiad nie było nic specjalnego, tak w ogóle to nigdy nie ma nic specjalnego. Nienawidziłam siedzieć przy tych dzieciach, zawsze się na mnie dziwnie patrzyły, bo byłam od nich nieco starsza. 
-Czemu nie jesz?- Chuda pani z brzydką i wrogą twarzą patrzyła się na mnie to na mój talerz.
Po co mam jeść? Życie nie ma sensu. I co się tak patrzysz idź sobie nie potrzebuje twojej sztucznej troski.
Nic jednak nie odpowiedziałam i z obrzydzeniem zabrałam się do jedzenia.
                
                                                                 *********
Wiem, że krótkie ale nie wiem za bardzo jak pisać prologi. Chcę się już zabrać za 1 rozdział ;*


                                                    Opowiadanie :)

Nazywam się Kasia, chodzę do klasy VI. Postanowiłam napisać opowiadanie o One Direction, jako o zwykłych chłopakach z problemami. Będą tam również dwie dziewczyny :D Tylko nie myślcie, że będzie tak cukierkowo... To moje pierwsze opowiadanie więc pliss piszcie od razu o błędach. Mój twitter @katamao15