poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 2.
Liam*
Siedziałem z Zayn'em w salonie słuchając Nirvany. Za bardzo nie lubiłem tego zespołu, ale skoro on go lubił to trudno.
-Jak myślisz, jaka ona jest?- zapytał.
-Kurwa! Pytasz się mnie o to przez cały dzień! Stary wyluzuj.- powiedziałem wkurzony.
-Sory cię bardzo, ale nigdy nie mieszkałem z nastolatką.
-Ja też, ale tak nie histeryzuje.- teatralnie przewróciłem oczami. W tym momencie usłyszałem dzwonek telefonu. Automatycznie odebrałem, nie zwracając uwagi na numer.
-Liam?
-Tak mamo?- powiedziałem z westchnieniem.
-Jesteśmy na lotnisku mógłbyś po nas podjechać?
-Już jadę.
Rozłączyłem się. Wziąłem kurtkę i już miałem wychodzić, ale Zayn powiedział.
-Czekaj, jadę z tobą.
Nie miałem siły się z nim kłócić, więc poczekałem chwilę. Z nim to jak z babą, cały czas przed lustrem siedzi. W końcu wyjechaliśmy na te cholerne lotnisko.
Wyszedłem z czarnego golfa i zacząłem się rozglądać. Nigdzie ich nie było. Pewnie czekają w środku. Zayn poszedł pierwszy, ja za nim. Na lotnisku był tłum ludzi. Utrudniało to nieco sprawę.
Malik pierwszy dostrzegł mamę.
-Patrz tam stoi.-powiedział wskazując w stronę gdzie stała mama. Koło niej stała trochę wyższa dziewczyna. Miała szary dres i okulary przeciw słoneczne. Po cholerę jej okulary w pomieszczeniu?
Ruszyliśmy w ich stronę energicznym krokiem.
-Liam, Zayn jak dobrze was widzieć.- powiedziała i przytuliła nas mocno.
-To Michelle.-wskazała na dziewczynę w dresie.
Zayn przedstawił się pierwszy.
-Cześć jestem Zayn, a to Liam.
-Cześć.-powiedziałem lekko zakłopotany.
-Hej.-mruknęła i to było na tyle co do "przedstawienia się".
Podróż minęła nam w milczeniu. Ta dziewczyna mnie zaintrygowała. Nie żebym się w niej zabujał czy coś. Chodzi mi o jej okulary nie zdjęła ich ani na chwilę. Dziwne.
Michelle*
Szczerze? Nienawidziłam sierocińca, ale chyba wolałam go od domu zastępczego. Już pierwszego dnia nie byłam zadowolona z tego "wszystkiego".
-Jak się nazywasz?- zapytała kobieta.
-Michelle.-powiedziałam cicho.
-A jakoś krócej?
-Mama mówiła do mnie Michi.-wzruszyłam ramionami.
-Zdejmij okulary.-powiedziała zaciekawiona.
Powoli je zdjęłam i czekałam na reakcję. Ona jednak nie nadeszła.
-Mam dwóch adoptowanych synów Zayn'a i Liam'a.-powiedziała z wręcz z namacalną miłością.Zaraz dodała.-Myślę, że z Zayn'em się odnajdziesz on też rysuje.- Zamarłam.
Czy ja rozmawiam z czarownicą czy jak? Skąd ona o tym wiedziała?!
Jaka byłam w tedy głupia. Przecież wiadomo, że w mojej karcie w rubryce "Hobby" jest wpisane rysowanie. Wychodząc z samochodu spojrzałam na dom. Może nie był za wielki, ale biedą tu nie wiało. Jego ściany pomalowane były na łagodny pomarańcz. Wchodząc po kafelkowych schodkach, przyglądałam się ogrodowi. Wszędzie porozrzucane były psie zabawki. Super mieli psa, pomyślałam z sarkazmem. Zayn otworzył przede mną drzwi,mmm jaki gentelmen... aż mi się rzygać chcę. Wchodząc, od razu mi ulżyło. Dom był miło urządzony, bez żadnych szpanerstw.
-Liam zaprowadź Michi do jej pokoju.-powiedziała pani Jennifer (bo tak się nazywała)
-Chodź.-powiedział ładny chłopak z brązowymi włosami.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam wenę więc pewnie zaraz dodam nowy rozdział. Proszę komentujcie, bo nie wiem czy piszę źle czy dobrze ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz