poniedziałek, 1 lipca 2013

PD Misja


Zapukałem do drzwi. Byłem mocno zdenerwowany. Kurczowo trzymałem w ręku bukiecik. Głośno przełykałem ślinę. Drzwi otworzyły się i wyszła zza nich Aria. Wyglądała bajecznie. Miała na sobie pantofle, białą spódnicę, dość obcisły ,ale nie przesadnie czarny top i kolorową brożkę. Wręczyłem jej bukiecik i poszliśmy. Zabrałem ją do kawiarni, tak jak było w planie. Starałem się zachowywać szarmancko, ale chyba nam obojgu to nie leżało, więc przestałem. Stwierdziłem ,że lepiej wyjdę jeśli będę sobą.
Więc jesteś Aria.- zacząłem- To dobrze…
Dlaczego?- zapytała uśmiechnięta.
Nie wiem. Po prostu bardzo podoba mi się to imię.- wzruszyłem ramionami. Dziewczyna zarumieniła się.
-Jestem Aria Rochester. Pozwolę sobie powiedzieć coś o mnie bo ja o tobie wiem dużo.- Spojrzałem na nią. Mój wzrok miał w sobie coś jakby niedowierzającego. Uśmiechnąłem się pogardliwie.- Więc jaki jest mój ulubiony kolor?
-Czerwony- szybko wypaliła.
-Jedzenie?
-Pizza… I marchewki!
-Zespół?
-The Fray.
-Sklep?
-Topman.
-Mam się bać?
-Acha- zażartowała. Zaczęliśmy się śmiać… Znowu! Ale to dobrze. Lubię dziewczyny z poczuciem humoru.

Tak minęła nam reszta wieczoru. Było naprawdę świetnie! Około godziny osiemnastej odprowadziłem ją do domu. Na pytanie czy się jutro zobaczymy odpowiedziałem ,że nie ,ale do niej napiszę. Na pożegnanie mocno mnie przytuliła i podziękowała za miłe chwile.
Następne trzy dni były do dupy! Ciągle padało. Jednak to nie był taki sobie tam deszczyk. Ogłoszono stan alarmowy bo groziła nam powódź. Na domiar złego odcięli nam prąd i nie mogłem załadować telefonu. Nie mogłem napisać ani zadzwonić. W środę przyszedłem do niej do domu, żeby zaprosić ją do parku na czwartek.
            Stałem przemoknięty przed jej drzwiami. Zapukałem parę razy. Ktoś odkrzyknął, że otworzy więc czekałem. Otworzyła mi Aria.
-Dasz się zaprosić jutro do parku?- bąknąłem kiwając się wesoło z rękoma złożonymi za plecami. Wyglądałem jak małe dziecko które prosi mamę o cukierka. Szczególnie z tym uśmieszkiem na twarzy.
-Ymmm… Chętnie!
-Ok. Będę jutro o 16. Pasuje?
-Tak… Raczej tak.- odparła.- To do jutra.
Uśmiechnęła się do mnie i zamknęła drzwi. Usłyszałem głośny trzask i krzyk. Coś szklanego się zbiło. Ktoś się kłócił. Przez okno zobaczyłem Arię, która ze łzami w oczach uciekła po schodach na górę. Jej rodzice się kłócili. Dopiero teraz uwierzyłem, że to patologiczna rodzina. W szpitalu państwo Rochester wyglądali… Dobrze jeśli mogę to tak nazwać. W każdym bądź razie nie wyglądali podejrzanie czy coś w tym stylu.


                    CZYTASZ=KOMENTUJESZ   prooooooooooooooszę!

 


1 komentarz:

  1. no dobrze dobrze komentuję masz łap komentarz bo się rozmyślę ...

    OdpowiedzUsuń